czwartek, października 23, 2014

O tym, co niedawno i o drożdżach w wersji śniadaniowo - szkolnej.

Wrzesień obfitował w niesamowite wrażenia kulinarne. Jako żem urodzona w tym miesiącu, który ze szkołą się kojarzy, a mnie z piękną, polską, zielono-złotą jesienią, to wiąże on się zawsze z jakimiś uroczymi niespodziankami. Moi najbliżsi stanęli na wysokości zadania i spełnili jedne z wielu kulinarnych mych marzeń. Udałam się więc do Warszawy, aby odbyć dwa kursy obejmujące tematykę kuchni śródziemnomorskiej, ryb i owoców morza. Pierwszy dzień spędziłam pod okiem znanego i lubianego Kurta Schellera, natomiast kolejny wieczór należał do Cook Up Studio i Sebastiana Olmy.
Wrażenia niesamowite, a kuchenne rewolucje w mojej głowie buzują i nawet zaprzestałam bojkotowania Top Chefa :D 


Z całą pewnością mogę polecić zarówno jedną, jak i drugą szkołę, jednakowoż do drugiej prędzej wybiorę się ponownie, niż do Akademii Kurta - człowiek ten na pewno ma niesamowitą wiedzę, pojęcie o tym co robi, ale nie do końca odpowiadał mi w każdej chwili plan zajęć i jego podejście do nas - uczniów. Nie chciałabym, żebyście źle mnie zrozumieli - był to świetny prezent, z którego skorzystałam i sporo się nauczyłam. 
Cook Up Studio kojarzy się z czymś świeższym, młodszym, bardziej "na czasie". Jakby nie patrzeć, sama osoba prowadzącego była całkowicie odmienna od szwajcarskiego chefa - bardziej odpowiadało mi usposobienie Sebastiana, żartującego na każdym kroku, wyrzucającego z siebie słowa niczym z procy, a przy tym dającego tak świetne wskazówki, że wychodząc po nota bene pięciu godzinach czułam się usatysfakcjonowana w stu procentach. No i przekonałam się do jedzenia i przygotowywania owoców morza - wszystko wychodziło nam obłędnie, a pomysłowe potrawy głęboko zapadły w pamięć, otwierając jednocześnie zupełnie nowy, bardzo kreatywny obszar w mojej głowie.
Akademia Kurta Schellera oraz dwa oddziały Cook Up Studio znajdują się w naszej stolicy i prezentują szeroką gamę warsztatów i kursów kulinarnych wszelkiej maści.
Podrzucam linki do jednej i drugiej strony: 

http://www.schelleracademy.pl/
http://cookup.pl/

A obracając się o 180 st. C odpalamy drożdże! Piekarnik ustawimy na taką samą temperaturę, ale do tego jeszcze chwila - drożdże mają czas i do szkoły się nie spieszą. Ale jak w szkole smakują.. Czy przypominacie sobie smak drożdżówek, które można było kupić w szkolnym sklepiku? Zjadałam jedynie te jasne, "niedopieczone" z masą migdałową lub makiem, ponieważ pozostałe były dla mnie za suche, zbyt bardzo wypieczone i za słodkie. Jednak kiedy jak byłam młodsza, rodzice w sobotę rano przywozili pyszne, pachnące bułki, czasem w towarzystwie drożdżówek z serem, jagodami lub budyniem. Wtedy zjadałam je ze smakiem, gdyż żadna inna drożdżówka tej choszczeńskiej nie mogła się równać!
Teraz drożdżówki w sklepie, czy piekarni nie kupię - nic mi nie smakuje. Dlatego jak wszystko inne, zaczęłam piec sama.. Mam dla kogo, wszyscy są zadowoleni, a ja doszłam do osobistej perfekcji ;) Parov Stelar Trio przygrywa wtóruje moim wygibasom w kuchni. Polecam! ;)
A oto one. Mleczne, miękkie, pyszne, nie za słodkie, po prostu.. takie domowe. I smaczne
:)




Drożdżówki mleczne z nadzieniem

Składniki zaczynu:

15 g świeżych drożdży
1. łyżeczka cukru
1. łyżka mąki
100 ml ciepłego mleka 

Składniki ciasta właściwego:

500 g mąki pszennej, tortowej
100 g cukru - pół na pół białego z trzcinowym
2. łyżki miękkiego masła
200 ml ciepłego mleka
2. żółtka

Składniki zaczynu wymieszać do momentu rozpuszczenia się drożdży i odstawić na 15 minut w ciepłe miejsce. 
Na stolnicę lub do misy wysypujemy mąkę, robimy w niej dołek, do którego wrzucamy cukier, żółtka, masło, wyrośnięty zaczyn, 200 ml mleka i zagniatamy gładkie ciasto. Jeśli zaczynacie w misce, śmiało możecie wymieszać składniki drewnianą łyżką przed zagniataniem. Ja robię tak zawsze, mniej jest paprania się ;) 


































Jak zapewne wiecie, ciasto drożdżowe potrzebuje czasu i lubi masaż ;) Wyrabiamy je więc cierpliwie, przez 10-15 minut tak, aby bez problemu odchodziło od ręki, było gładkie i sprężyste - po zrobieniu wgłębienia palcem ciasto powinno wrócić do poprzedniego kształtu. 
Formujemy kulę z wyrobionego ciasta, odkładamy do dużej misy wysypanej mąką, przykrywamy delikatnie wilgotną ściereczką lub lnianym ręcznikiem i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (1-1,5h).



W czasie wyrastania ciasta przygotowujemy nadzienie - najlepsze są dla mnie drożdżówki z serem lub jabłkami. Możemy użyć domowego musu jabłkowego lub posiekać drobno jabłka i przysmażyć je na maśle z brązowym cukrem, mielonymi goździkami i cynamonem. Jeśli chodzi o masę serową, to najlepiej smakowała nam ta a'la sernik.

Masa sernikowa do drożdżówek na ok. 15 drożdżówek


Składniki:
3 łyżki twarogu sernikowego, możliwie czystego, bez żadnych "ulepszaczy"
1. żółtko
2. łyżeczki cukru pudru
ziarna z 1. laski wanilii lub cukier z prawdziwą wanilią

Do posmarowania: 
1. żółtko
1. łyżka mleka


Wszystkie składniki mieszamy dokładnie, do uzyskania gładkiej konsystencji. 



































Wyrośnięte ciasto uderzamy dłonią i wyrabiamy krótko jeszcze raz. Pozostawiamy je na kilkanaście minut odpoczynku, a w tym czasie przygotowujemy miejsce pracy: stolnicę lub czysty blat, bardzo delikatnie oprószamy mąką, przygotowujemy dużą blachę i wykładamy ją papierem do pieczenia.



Ciasto dzielimy ręką lub nożem na 15 w miarę równych części i każdą z nich 'kulamy' w wężyk, o tak: 



A następnie w ślimaka, takiego ;) : 



Tak powstałe ślimaki układamy w niewielkich odstępach na blasze do pieczenia i smarujemy żółtkiem z mlekiem.




Na szczyt każdej drożdżówki wykładamy płaską łyżkę nadzienia i wkładamy do nagrzanego do 180 st. C piekarnika. 



Pieczemy ok. 15-20 minut, do lekkiego zrumienienia się skórki. Świetnie smakują z zimnym mlekiem!
Drożdżówki można też owinąć pojedynczo w folię aluminiową i mrozić, wyjmując w razie potrzeby i rozmrażając w tejże folii w nagrzanym piekarniku. 









Smacznego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz