czwartek, października 30, 2014

Sernik inspirowany włoską słodyczą

Nic dziwnego, że po raz kolejny coś włoskiego.. każdy kto choć raz tu zajrzał na pewno zdążył zorientować się o moim zamiłowaniu do prostoty kuchni włoskiej. 
Tym razem sernik, który ma trochę więcej składników, niż wszystkie inne, ale jest przepyszny i wart starań. 
Nieobce są Wam zapewne ciasteczka amaretti. Są to kruche ciastka migdałowe, bardzo słodkie, intensywnie aromatyczne i o ile dla mnie same w sobie to za dużo, o tyle w serniku i innych deserach sprawdzają się znakomicie. 
Jeden powód sernikowej "włoskości" już znacie, kolejnym jest ricotta i mascarpone, które mieszamy z twarogiem sernikowym. Można również odpuścić udział zwykłego twarogu sernikowego i zastąpić go ricottą - będzie wtedy bardziej kremowy i mazisty. Ja wybrałam jednak jego optymalną wersję i połączyłam trzy sery - masa jest odpowiednio ścięta, a zarazem wystarczająco kremowa i rozpływająca się w ustach. Dlatego też nie jest to sernik włoski, a jedynie inspirowany słoneczną Italią ;) 



Sernik z ricottą, mascarpone i amaretti

Składniki:
500 g twarogu sernikowego
250 g sera ricotta
250 g mascarpone
4 jaja
1 i 1/2 łyżki mąki ziemniaczanej
1/2 szklanki cukru pudru
200 g zmielonych ciasteczek amaretti
50 g zmielonych migdałów
1. laska wanilii
1. łyżka świeżego soku z limonki

Na spód:
200 g pokruszonych ciasteczek amaretti
2. miękkiego masła
2. łyżki mąki pszennej

Zaczynamy od spodu - pokruszone ciastka, masło i mąkę zagniatamy szybko i krótko, dno tortownicy o śr. 23 cm wykładamy papierem do pieczenia, a na nim rozprowadzamy dokładnie powstałą masę. Ciasto ląduje w lodówce na +- 20 minut. 
W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 180 st. C i powoli zabieramy się do przygotowywania masy serowej. 
Mielimy migdały razem z amaretti. W dużej misie ucieramy jajka z cukrem pudrem. Dodajemy sery, wanilię i sok z limonki oraz mąkę ziemniaczaną, delikatnie miksujemy. Następnie wrzucamy zmielone migdały i ciastka i wszystko mieszamy szpatułką. 
W tzw. międzyczasie ;) wstawiamy schłodzone ciasto na 10 minut do piekarnika. Warto owinąć folią tortownicę na czas całego pieczenia, gdyż trochę może z niej kapać, jak to bywa przy otwieranych formach i maślanych spodach ;) 
Po wyciągnięciu podpieczonego delikatnie spodu wykładamy na niego masę serową i wstawiamy do piekarnika. Po 10. minutach zmniejszamy temperaturę do 150 st. C i pieczemy przez 50 minut. Sernik powinien być ścięty przy brzegach i delikatnie "galaretkowaty" w środku. Dajcie mu godzinę odpoczynku w wyłączonym piekarniku, a później wystudźcie na zewnątrz i w lodówce, najlepiej przez całą noc. Przy tym serniku ważny jest czas studzenia - zarówno spód, jak i masa serowa są bardzo delikatne i idealnie smakują chłodne i dokładnie ścięte. Przed włożeniem do lodówki należy jedynie okroić sernik od brzegów formy, żeby smak nie przeszedł na ciasto. 

Mój sernik wyszedł równy jak stół i nie opadł ani tyci, ale jeśli chcecie mieć pewność, upieczcie go w kąpieli wodnej - śmiało się do tego nadaje. Pamiętajcie jednak o bardzo dokładnym zabezpieczeniu formy przed dostawaniem się wody! Nie chcemy przecież, żeby sernik pływał ;)
A jaki jest Wasz ulubiony sernik? Mi ciężko się zdecydować, gdyż serniki robię niezwykle często i dużo jest takich, które są po prostu przepyszne.. właściwie to chyba wszystkie. :D Następny na blogu sernik będzie orzechowy! 







A tu z idealnym domowym, spienionym caffe latte. ;)































Smacznego! :)

środa, października 29, 2014

Wytrawne placki dyniowe

Do tej pory placki z dyni kojarzyły mi się raczej ze słodkością, jednak niejedno dynia ma oblicze! Wczoraj potraktowałam ją wytrawnie i choć zdjęć placki nie mają zbyt wielu i nie wyglądają na nich przepięknie, to są bardzo smaczne!
 Bez gadania, do roboty ;) 




Placki dyniowe ( ok. 15 sztuk )

Składniki:
2 i 1/2 szklanki startej, odciśniętej dyni
1 jajo
ok. 120 g mąki żytniej razowej (może być pszenna, ale z razowej placki są bardziej treściwe:))
2. łyżki bułki tartej (jeśli dynia jest bardzo wodnista)
2. łyżki startego parmezanu
1. drobno posiekana szalotka
1 ząbek czosnku
kilka suszonych płatków papryczki chilli lub 1/2 łyżeczki sproszkowanego chilli
1. płaska łyżeczka soli

olej do smażenia
łyżka masła

Do podania: 
jogurt naturalny/grecki
prosciutto crudo lub inna dojrzewająca szynka
pomidorki koktajlowe
rukola

Na łyżce masła podsmażamy drobno posiekany czosnek. Wystarczy mu kilka sekund i będzie gotowy. Bardzo dokładnie odciśniętą dynię przesypujemy do miski, łączymy ze wszystkimi składnikami i podsmażonym czosnkiem. Jeśli po wymieszaniu wszystkich składników masa wyda nam się stanowczo zbyt rzadka, możemy dosypać do niej mąki. Nie przesadzajcie jednak, jeśli chcecie jeść placki dyniowe, a nie mączne ;) Ja osobiście wolę potrudzić się przy smażeniu, z racji delikatności ciasta i jeść cieniutkie placuszki, niżeli grube, twarde placki, jak to nieraz się zdarzało w przypadku restauracyjnych placków ziemniaczanych, czy tych z cukinii - należy pamiętać, że te warzywa mają w sobie mnóstwo wody i bardzo dużo jej oddają zarówno podczas tarcia jak i smażenia.
Na dużej patelni rozgrzewamy olej i na już gorący wykładamy ciasto, formując kopczyki i spłaszczając je łyżką. Smażymy na średnim, lecz nie za małym ogniu i przekładamy do odsączenia na ręcznik papierowy. 

Placki będą wewnątrz mięciutkie i możecie mieć wrażenie, że nie są dokładnie ścięte - gwarantuje wam jednak, że próbując uzyskać konsystencje stałą w środku placka spalicie placki, a najprawdopodobniej i patelnię ;)

Podajemy w towarzystwie jogurtu naturalnego/greckiego, szynki dojrzewającej oraz świeżego akcentu w postaci pomidorków i rukoli. 
Nic prostszego! :) Smacznego!


czwartek, października 23, 2014

O tym, co niedawno i o drożdżach w wersji śniadaniowo - szkolnej.

Wrzesień obfitował w niesamowite wrażenia kulinarne. Jako żem urodzona w tym miesiącu, który ze szkołą się kojarzy, a mnie z piękną, polską, zielono-złotą jesienią, to wiąże on się zawsze z jakimiś uroczymi niespodziankami. Moi najbliżsi stanęli na wysokości zadania i spełnili jedne z wielu kulinarnych mych marzeń. Udałam się więc do Warszawy, aby odbyć dwa kursy obejmujące tematykę kuchni śródziemnomorskiej, ryb i owoców morza. Pierwszy dzień spędziłam pod okiem znanego i lubianego Kurta Schellera, natomiast kolejny wieczór należał do Cook Up Studio i Sebastiana Olmy.
Wrażenia niesamowite, a kuchenne rewolucje w mojej głowie buzują i nawet zaprzestałam bojkotowania Top Chefa :D 


Z całą pewnością mogę polecić zarówno jedną, jak i drugą szkołę, jednakowoż do drugiej prędzej wybiorę się ponownie, niż do Akademii Kurta - człowiek ten na pewno ma niesamowitą wiedzę, pojęcie o tym co robi, ale nie do końca odpowiadał mi w każdej chwili plan zajęć i jego podejście do nas - uczniów. Nie chciałabym, żebyście źle mnie zrozumieli - był to świetny prezent, z którego skorzystałam i sporo się nauczyłam. 
Cook Up Studio kojarzy się z czymś świeższym, młodszym, bardziej "na czasie". Jakby nie patrzeć, sama osoba prowadzącego była całkowicie odmienna od szwajcarskiego chefa - bardziej odpowiadało mi usposobienie Sebastiana, żartującego na każdym kroku, wyrzucającego z siebie słowa niczym z procy, a przy tym dającego tak świetne wskazówki, że wychodząc po nota bene pięciu godzinach czułam się usatysfakcjonowana w stu procentach. No i przekonałam się do jedzenia i przygotowywania owoców morza - wszystko wychodziło nam obłędnie, a pomysłowe potrawy głęboko zapadły w pamięć, otwierając jednocześnie zupełnie nowy, bardzo kreatywny obszar w mojej głowie.
Akademia Kurta Schellera oraz dwa oddziały Cook Up Studio znajdują się w naszej stolicy i prezentują szeroką gamę warsztatów i kursów kulinarnych wszelkiej maści.
Podrzucam linki do jednej i drugiej strony: 

http://www.schelleracademy.pl/
http://cookup.pl/

A obracając się o 180 st. C odpalamy drożdże! Piekarnik ustawimy na taką samą temperaturę, ale do tego jeszcze chwila - drożdże mają czas i do szkoły się nie spieszą. Ale jak w szkole smakują.. Czy przypominacie sobie smak drożdżówek, które można było kupić w szkolnym sklepiku? Zjadałam jedynie te jasne, "niedopieczone" z masą migdałową lub makiem, ponieważ pozostałe były dla mnie za suche, zbyt bardzo wypieczone i za słodkie. Jednak kiedy jak byłam młodsza, rodzice w sobotę rano przywozili pyszne, pachnące bułki, czasem w towarzystwie drożdżówek z serem, jagodami lub budyniem. Wtedy zjadałam je ze smakiem, gdyż żadna inna drożdżówka tej choszczeńskiej nie mogła się równać!
Teraz drożdżówki w sklepie, czy piekarni nie kupię - nic mi nie smakuje. Dlatego jak wszystko inne, zaczęłam piec sama.. Mam dla kogo, wszyscy są zadowoleni, a ja doszłam do osobistej perfekcji ;) Parov Stelar Trio przygrywa wtóruje moim wygibasom w kuchni. Polecam! ;)
A oto one. Mleczne, miękkie, pyszne, nie za słodkie, po prostu.. takie domowe. I smaczne
:)




Drożdżówki mleczne z nadzieniem

Składniki zaczynu:

15 g świeżych drożdży
1. łyżeczka cukru
1. łyżka mąki
100 ml ciepłego mleka 

Składniki ciasta właściwego:

500 g mąki pszennej, tortowej
100 g cukru - pół na pół białego z trzcinowym
2. łyżki miękkiego masła
200 ml ciepłego mleka
2. żółtka

Składniki zaczynu wymieszać do momentu rozpuszczenia się drożdży i odstawić na 15 minut w ciepłe miejsce. 
Na stolnicę lub do misy wysypujemy mąkę, robimy w niej dołek, do którego wrzucamy cukier, żółtka, masło, wyrośnięty zaczyn, 200 ml mleka i zagniatamy gładkie ciasto. Jeśli zaczynacie w misce, śmiało możecie wymieszać składniki drewnianą łyżką przed zagniataniem. Ja robię tak zawsze, mniej jest paprania się ;) 


































Jak zapewne wiecie, ciasto drożdżowe potrzebuje czasu i lubi masaż ;) Wyrabiamy je więc cierpliwie, przez 10-15 minut tak, aby bez problemu odchodziło od ręki, było gładkie i sprężyste - po zrobieniu wgłębienia palcem ciasto powinno wrócić do poprzedniego kształtu. 
Formujemy kulę z wyrobionego ciasta, odkładamy do dużej misy wysypanej mąką, przykrywamy delikatnie wilgotną ściereczką lub lnianym ręcznikiem i odstawiamy w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (1-1,5h).



W czasie wyrastania ciasta przygotowujemy nadzienie - najlepsze są dla mnie drożdżówki z serem lub jabłkami. Możemy użyć domowego musu jabłkowego lub posiekać drobno jabłka i przysmażyć je na maśle z brązowym cukrem, mielonymi goździkami i cynamonem. Jeśli chodzi o masę serową, to najlepiej smakowała nam ta a'la sernik.

Masa sernikowa do drożdżówek na ok. 15 drożdżówek


Składniki:
3 łyżki twarogu sernikowego, możliwie czystego, bez żadnych "ulepszaczy"
1. żółtko
2. łyżeczki cukru pudru
ziarna z 1. laski wanilii lub cukier z prawdziwą wanilią

Do posmarowania: 
1. żółtko
1. łyżka mleka


Wszystkie składniki mieszamy dokładnie, do uzyskania gładkiej konsystencji. 



































Wyrośnięte ciasto uderzamy dłonią i wyrabiamy krótko jeszcze raz. Pozostawiamy je na kilkanaście minut odpoczynku, a w tym czasie przygotowujemy miejsce pracy: stolnicę lub czysty blat, bardzo delikatnie oprószamy mąką, przygotowujemy dużą blachę i wykładamy ją papierem do pieczenia.



Ciasto dzielimy ręką lub nożem na 15 w miarę równych części i każdą z nich 'kulamy' w wężyk, o tak: 



A następnie w ślimaka, takiego ;) : 



Tak powstałe ślimaki układamy w niewielkich odstępach na blasze do pieczenia i smarujemy żółtkiem z mlekiem.




Na szczyt każdej drożdżówki wykładamy płaską łyżkę nadzienia i wkładamy do nagrzanego do 180 st. C piekarnika. 



Pieczemy ok. 15-20 minut, do lekkiego zrumienienia się skórki. Świetnie smakują z zimnym mlekiem!
Drożdżówki można też owinąć pojedynczo w folię aluminiową i mrozić, wyjmując w razie potrzeby i rozmrażając w tejże folii w nagrzanym piekarniku. 









Smacznego! :)

poniedziałek, października 20, 2014

Ciasteczka z masłem orzechowym i konfiturą malinową

Krótko zwięźle i na temat - masło orzechowe i maliny. Duet idealny, perfekcyjny pod każdym względem. A jeśli masło robimy sami, a konfitura z malin płynie i przypominacie sobie czerwone od owoców ręce - sukces gwarantowany. Maliny są tutaj sugestią, jednak bardzo sugestywną sugestią - jakkolwiek można to rozumieć i jakkolwiek bardzo maślane jest to masło. 
Skrobię szybko, z głowy, ponieważ jestem naładowana tym, co w tej chwili mnie najbardziej inspiruje i ładuje we mnie hektolitry (?sic!?) energii. Oglądam i czytam Gordona Ramsaya. "That's amazing". I tyle ;) Smacznego ode mnie i od Ramsaya - oglądając któryś z odcinków Ultimate Cooking Course, przerzuciłam się na chilloutowe domowe gotowanie. Home Cooking - polecam. Nie mierzę, ale zmierzyłam. Bo takie pyszne są. Sprawdzając później przepis - ha, trafiłam! ;)

Powodzenia :)

Ciasteczka z masłem orzechowym i konfiturą malinową

Składniki:
3 czubate łyżki masła orzechowego (najlepiej homemade)
ok. 100 g masła
2. łyżki muscovado ( może być to również trzcinowy cukier, biały zmienia smak ciastek)
1 jajo
2 łyżki mleka
1 i 1/2 szklanki mąki
1. łyżeczka proszku do pieczenia
1. laska wanilii

wykończenie ciastek:
konfitura z malin
masło orzechowe

Masła i cukier miksujemy na średnich obrotach miksera, krótko, do połączenia składników. Jeśli nie używacie muscovado, a cukru trzcinowego, warto go wcześniej przepuścić przez młynek, żeby kryształki nie były wyczuwalne w ciastku.
Dodajemy do masy jajo, mleko i laskę wanilii i miksujemy. Jeśli macie możliwość, wybierajcie dobrej jakości dłuuuuuuugie laski wanilii - są najsmaczniejsze i już przy otwieraniu pachną niesamowicie. ( Do wanilii przekonuję się powoli i stopniowo, jednak oh. Kolokwialnie, jaram się:)) 
Starajcie się miksować na średnich obrotach, nie za wysokich, to ciasto naprawdę wiele nie potrzebuje. Następnie wsypujemy przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia i mieszamy - delikatnie mikserem lub dokładnie łyżką. 
Rozgrzewamy piekarnik do 175 st. C, a dużą blachę z piekarnika wykładamy papierem do pieczenia. Obsypujemy dłonie mąką i formujemy małe ciastka - niezbyt cienkie, takie, żeby bez problemu zrobić w nich delikatnie wgłębienie na szczycie. Ciasto jest niesamowicie przyjemne w dotyku i mięciutkie. Sama przyjemność je formować! 
Po ułożeniu wszystkich ciastek w delikatnych odstępach na blasze robimy ww wgłębienia, które wypełniamy masłem orzechowym i konfiturą malinową. Pieczemy ok. 12-15 minut, ciastka smakują najlepiej kiedy są rumiane, ale wciąż miękkie. 








Ciężko mi stwierdzić, które są lepsze, czy ciepłe, czy te które już "odpoczęły", gdyż niedzielna partia po prostu... nie zdążyła wystygnąć ;)

Obłęd, nie za słodki, a po prostu fenomenalny!